Radio Asymetria

post-header

Tytuł recenzji praktycznie zdradził wszystko. Były już filmy o światach równoległych czy alternatywnych. I niektóre były dobre, inne mniej ale jakoś dało to się oglądać. Tym razem jest zupełnie inaczej.

Wszystko

Dokładnie tak. Nie wiem jaki towar brali scenarzyści przy pisaniu tego niskolotnego dzieła, ale towar był chyba w koncentracie i nierozcieczony a do tego nieźle wjechał w umysł.

No dobra ale o czym to jest?

Zaczyna się całkiem dobrze. Jest sobie rodzina chińczyków prowadząca pralnie gdzieś w USA. Mają swoje typowo chińskie problemy. Jest córka lesbijka, dziadek który zmaga się z demencją, ojciec fajtłapa i matka musząca wszystko to ogarniać. W codziennej walce z problemami wszystko standardowo idzie nie tak. Nagle alternatywna wersja męża, wciela się w jego obecną wersję i tłumaczy zaskoczonej kobiecie e ogromne zło zagraża światu w którym ona żyje. Wiele innych światów już się poddało, a ona jest jedyną osobą mogącą powstrzymać zło przed inwazją tu i na innych wersjach świata. Zaczyna się ganiatyka przez alternatywne światy w celu zdobycia unikalnych zdolności, jakie mogą się przydać w walce. Ale to też nie jest proste, bo by używać tych zdolności trzeba być cały czas połączonym z alternatywną wersją siebie z alternatywnego świata i toczyć jednoczesne boje w tych światach… Mało, to pomyślcie, że jak dostajecie w gębę w jednym świecie a jesteście połączeni z kilkoma innymi, to wszystkie postacie dostają w gębę i są zazwyczaj nieco zaskoczone…

I tak z dużego grubsza przedstawia się ta fabuła. A uwierzcie mi, i tak ją uprościłem i ułatwiłem, bo jest tak pokręcona aż brak słów.

Wszystko, wszędzie, naraz – Fot: materiały prasowe.

Wszędzie

Akcja momentami się ciągnie jak flaki z olejem. Momentami jednak tak przyśpiesza, że człowiek patrzy i się zastanawia co właśnie się wydarzyło i to nie w senise pozytywnym a takim, że myśli się o co chodzi…

Tak to nasz bohaterka podróżuje przez wiele światów. W jednym jest bohaterką kreskówki, w innym panią od spełnienia marzeń panów lubujących się w dominacji, jeszcze innym jest … piniatą … gadającą z drugą piniatą, w które jakiś dzieciak wali kijem. Jest także, znaną aktorką, piosenkarką, sprzątaczką czy … creme de la creme , kamieniem na pustyni gadającym z innym kamieniem. Co więcej jedne z tych kamieni popełnia samobójstwo staczając się w przepaść… Pomijam już świat, w którym ludzie mają parówki od hot-dogów zamiast palców, łzy ścierają sobie stopami a oznaką zainteresowania jest… wtykanie sobie parówkowych palców do buzi pełnych musztardy czy kietchupu… Obłęd.

Wszystko, wszędzie, naraz – Fot: materiały prasowe.

Mąż kobiety przykładowo jest amantem, który nie odrzuca zaloty swojej żony z innej alternatywy, kucharzem, gotującym najlepiej na świecie ale tylko dlatego, że pod czapką kucharską ma gadającego szopa (tak, szopa). Szopa, który steruje człowiekiem ciągnąc go odpowiednio za włosy.

Córka która jest… cholera … nawet nie wiem jakie ona postacie przyjmują bo anime to nie moja bajka a ona stroje ma własnie z takich postaci… chyba.

Ilości miejsc i postaci są tak mnogie a tempo czasem tak szalone, że głowa momentami mnie bolała od tego wszystkiego… i z nudy przy okazji.

Oglądałem i nie ogarniałem a wersja z kamieniami mnie rozbiła zupełnie.

Wszystko, wszędzie, naraz – Fot: materiały prasowe.

Na raz?

Tak jak napisałem na początku. Scenarzyści, przy tworzeniu tego wielkopomnego dzieła, ćpali chyba wszystkie najbardziej odjazdowe zakazane specyfiki. Wszystkie naraz.

Są dwa plusy tego filmu.
1) Gra aktorska i obsada.
Aktorzy graja poprawnie, tyłka to nie urywa ale Jamie Lee Curtis jest jak zawsze mistrzowska i robi robotę. Po za tym występują tacy znani aktorzy jak Michelle Yeoh, Ke Huy Quan, James Hong czy Jenny Slate.

2) Drugi i największy plus filmu to moment gdy widzimy napisy końcowe. I to te prawdziwe(bo film tak jakby kończy się dwa razy – raz na niby w wersji alternatywnej świata i drugi raz w Twojej, widzu rzeczywistości). Jeszcze nigdy, oglądając film nie miałem takiej ulgi, że to już… że to koniec. Moja pierwsza myśl: „Dzięki Bogu.”

Wszystko, wszędzie, naraz – Fot: materiały prasowe.

Podsumowując

Ten film widziałem na zaproszenie. Gdy je otrzymałem, obejrzałem zajawkę filmu. I co? Wow – pomyślałem. To bedzie fajny film i niezła zabawa. Do tego format IMAX. To musi się udać.

Nic bardziej mylnego.

Gdybym zapłacił za bilet na to „dzieło”, chyba pierwszy raz w życiu, poszedł bym do kasy prosić o zwrot pieniędzy i wypłatę odszkodowania za utracone zdrowie psychiczne.

Monthy Python przy tym to serial/film logiczny mega rzeczywisty i gdyby chłopaki z Monty Pythona dalej tworzyli to ten film musieli by obejrzeć aby zobaczyć co znaczy specyficzny popierdzielony (wybaczcie kolokwializm) humor.

Na koniec zastanawiam się, czy osoba, która „uraczyła” mnie zaporszeniem na to „widowisko” była nieświadoma tej produkcji, czy po prostu aż tak mnie nie znosi. Dostałem to zaproszenie słysząc, że „ja na to nie pójdę bo nie mam czasu akurat wtedy”.

Jeśli macie blisko 140 minut wolnego czasu to idźcie na spacer, do pizzerii, pograjcie na PlayStation czy innym XBoxie lub po prostu się zdrzemnijcie. Ja tego czasu nie odzyskam. A zdrowie psychiczne po tym filmie jeszcze będę odzyskiwał długi czas.

Że też to ktoś sfinansował…

Moja opinia: Wszystko, wszędzie, naraz … byle tylko nie ten film.

Poprzedni
Następny
Polecane
2 Comments
    Sezon
    Avatar
Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *