Dom muzycznych premier!

Wspieraj Autora na Patronite   Postaw mi kawę na buycoffee.to
#Wybiła wódziesta

Wybiła wódziesta – szot o dźwięku w polskim filmie i traktorze.

Słuchajcie, byłem ostatnio w kinie na polskim filmie... i wiecie co? Przeżyłem szok! Nie, nie chodzi o fabułę, bo ta była zaskakująco... przewidywalna. Chodzi o dźwięk! (wiem, nic nowego).

Serio, ludzie, czy ktoś tam w ogóle sprawdza, czy mikrofon działa? Dialogi ledwo słychać, a jak już coś zrozumiesz, to okazuje się, że aktor mówi jakby miał w ustach ziemniaka. Albo i dwa! A czasami mam wrażenie, że oni te dialogi nagrywają w stodole, na tle szczekających psów i muczących krów. Czy to jest jakiś nowy trend w kinematografii? Czy może twórcy filmów myślą, że jak dodadzą trochę wiejskiego klimatu, to widzowie poczują się jak na wsi? A może to jest taktyka na podbicie Oscarów? "Damy im wiejski klimat, to nas docenią!"
A jak nie, to wsiadamy w traktor i jedziemy na Warszawę!

A efekty specjalne? To już w ogóle inna historia. Wybuchy brzmią jakby ktoś petardę odpalił za rogiem, a strzały jakby się ktoś bawił pistoletem na kapiszony. Pamiętacie Hankę Mostowiak, która zginęła rozjeżdżając kartony? (świeć Panie nad jej umęczoną duszą). No właśnie, efekty specjalne w polskich filmach są czasami tak realistyczne, jak ta scena. A czasami mam wrażenie, że te efekty specjalne to są robione na kolanie, w Paincie. Czy ktoś w ogóle kontroluje jakość tych efektów? Czy może twórcy filmów myślą, że widzowie są ślepi i głusi? A może to jest jakiś spisek? "Zrobimy takie efekty, żeby nikt nie chciał oglądać polskich filmów!". No to robimy. Cały budżet, całe 5 tysięcy złoty przepalamy na pierwszą scenę. Potem się co wymyśli.
A jak nie to w traktor i na Warszawę. (bynajmniej nie do lombardu, zastawić traktor).

A najgorsze jest to, że czasami muzyka zagłusza dialogi! Siedzę w kinie, staram się zrozumieć, co bohaterowie mówią, a tu nagle wjeżdża orkiestra symfoniczna i zaczyna grać jakby co najmniej Titanica wyciągnęli i teraz im tonął na nowo. No ludzie, litości! Czy oni myślą, że jak dadzą głośną muzykę, to widzowie nie zauważą, że dialogi są beznadziejne? A może to jest jakiś nowy sposób na oszukanie widzów? "Damy im głośną muzykę, to będą myśleć, że film jest super!" A może to jest taktyka na podbicie sprzedaży ścieżki dźwiękowej? "Damy głośną muzykę, to ludzie będą kupować płyty!"
A jak nie to mamy traktor...

I wiecie co jest najgorsze? Że czasami mam wrażenie, że te problemy z dźwiękiem to są celowe! Jakby twórcy filmów myśleli sobie: "Dobra, to zrobimy taki film, że nikt nic nie będzie słyszał, ale za to damy dużo efektów specjalnych. Będzie się działo!". No i się dzieje... chaos dźwiękowy! A widzowie siedzą w kinie i próbują zrozumieć, co się dzieje na ekranie, jakby oglądali film niemy z dubbingiem z "Familiady". Czy to jest jakiś nowy rodzaj sztuki? Czy może twórcy filmów chcą nas zmusić do wysilania mózgu? A może to jest test na inteligencję? "Kto zrozumie, co się dzieje w filmie, ten jest geniuszem!"
A cała reszta w traktorze w drodze na Warszawę.

A na koniec jeszcze jedno: czy ktoś mi wytłumaczy, dlaczego w polskich filmach zawsze ktoś musi krzyczeć? Zawsze! W każdej scenie ktoś musi wrzasnąć jakby go ze skóry obdzierali. Czy to jest jakiś narodowy sport? Czy może aktorzy dostają dodatkowe pieniądze za każdy decybel? A może oni po prostu myślą, że jak będą krzyczeć, to widzowie uwierzą, że film jest emocjonujący? A może to jest jakiś rodzaj terapii dla aktorów? Krzyczą, żeby się wyżyć? A może to jest taktyka na podbicie popularności filmu? "Damy dużo krzyku, to ludzie będą mówić o filmie!"
Bo jak nie to my już w drodze...

Podsumowując: polskie filmy mają potencjał, ale dźwięk czasami woła o pomstę do nieba. I błagam, niech ktoś w końcu nauczy aktorów, jak poprawnie mówić do mikrofonu! Albo niech im dadzą logopedę. Albo chociaż słuchawki z korektorem. Cokolwiek! A efekty specjalne? No cóż, może lepiej, żeby ich w ogóle nie było. Przynajmniej nikt by się nie śmiał.(bo wszyscy już w Warszawie)

A na sam koniec dopowiem, że polskie kino strasznie męczy nas wszelkiego rodzaju komediami romantycznymi, które ani to nie są śmieszne ani romantyczne. Nadal jednak męska część Polski idzie z tą drugą, niby lepszą, częścią na taki film. Niby dobrze się bawią ale wiem doskonale, że uczą się tam spać z otwartymi oczami. A druga część Polski... ma łzy w oczach bo tam taka romantyczna sytuacja jest.
To co, że z rzeczywistością ma tyle wspólnego ile Tomasz Karolak z dobrą rolą. No dobra, istnieje jakieś prawdopodobieństwo ale jak to kiedyś śpiewali w Lady Pank... Mniej jak...
Tak więc już nie wiem, czy iść do kina czy do lombardu po ten zastawiony traktor.

A Wy co o tym sądzicie? Czy też macie takie problemy z dźwiękiem w polskich filmach? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach! A może macie jakieś śmieszne historie związane z dźwiękiem w polskich filmach? Podzielcie się nimi!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *